Chrypka, co słuchaczy zniewala
2012-11-12
autor: Marek Dusza
Diana Krall dała w wypełnionej do ostatniego miejsca Sali Kongresowej perfekcyjny show, w którym mocno podkreśliła nowy styl interpretacji starych piosenek z albumu „Glad Rag Doll" - pisze Marek Dusza
Kto znał ją lepiej z wcześniejszych, popularnych albumów jak „The Look of Love" czy „From This Moment On" czy pamiętał z poprzednich występów w Polsce, musiał zauważyć zmianę brzmienia zespołu i stylu gry artystki.
Diana Krall nie jest już tylko jazzową wokalistką akompaniującą sobie na fortepianie z towarzyszeniem tria. Za sprawą T Bone Burnette'a, producenta najnowszej płyty „Glad Rag Doll", kanadyjska artystka poszerzyła zainteresowania podkreślając cechy wspólne swingu, ragtime'u, bluesa, country i rock and rolla. W jej zespole jest gitarzysta z rockowym zacięciem, drugi gitarzysta gra także na skrzypcach, a dynamiczny perkusista z podobaniem używa stopy i wielkiego bębna nadając muzyce wodewilowy charakter. W Sali Kongresowej ten efekt był mocniejszy niż na płycie, wręcz dominujący, co zagłuszało momentami resztę zespołu. Nie przeszkodziło jednak, by delektować się zmysłowymi interpretacjami wokalistki i tak wielbioną chrypką w jej głosie.
Na styl wokalistki ma wpływ także repertuar z lat 20. i 30. Sięgnęła po proste melodie, którym, jak zawsze, nadała własny rys. Koncert w Sali Kongresowej rozpoczął instrumentalny wstęp z wyświetlanym na ekranie z tyłu sceny filmem, w którym aktor Steve Buscemi wcielił się w rolę prezentera teatru wodewilowego Ziegfeld Follies. Repertuar tej sceny i zdjęcia pięknych dziewcząt w negliżu zainspirowały Dianę Krall do nagrania płyty, jak i sesji fotograficznej. By rozwiać wątpliwości, w czasie koncertu podkreśliła: - Nigdy nie fotografowałam się w bieliźnie.
autor: Marek Dusza
Kto słuchał nowego albumu „Glad Rag Doll" tuż przed koncertem, to zamykający go temat „When the Curtain Comes Down" otworzył koncert. Królowa jazzujących piosenek wyszła na scenę pogrążoną w ciemnościach i zasiadła przy fortepianie. Kiedy światła powoli rozbłysły, można było zauważyć, że przez ostatnie lata w ogóle się nie zmienia. Ubrana we frak i czarną sukienkę, na tyle krótką, by przy fortepianie widać było wysokie buty i odsłonięte kolana zaintonowała melancholijny tekst piosenki przywołujący nastrój dawnych wodewilów. Wyobraźnię musiała pobudzić także scenografia z wielkim rogalem księżyca, patefonem i muszelkami na brzegu sceny. Uwagę przykuwało także stare pianino z secesyjnymi witrażami nad klawiaturą. - Miałam podobne w domu, powiedziała później Diana, kiedy zasiadła przy nim, by zaśpiewać kilka piosenek solo.
Zaśpiewała niemal wszystkie utwory z albumu „Glad Rag Doll". Dodała nową interpretację kompozycji Toma Waitsa „Temptation", w której ekspresyjną, nieco nerwową solówką popisał się gitarzysta. Zapowiadając piosenkę o tematyce ślubnej, zapytała: - Czy ktoś zamierza się pobrać? Wszyscy żonaci i zamężni? Aha, są też rozwiedzeni - dlaczego nie pobrać się znowu - bawiła publiczność.
Kulminacyjnym momentem była urokliwa ballada „Glad Rag Doll". Sama wykonała efektowną solówkę na fortepianie w ragtimie Fatsa Wallera.
Wyczuwając atmosferę na widowni spowodowaną jesienną pogodą, powiedziała: - Lubię tę porę roku. Ale zabiorę was teraz na „Słoneczną stronę ulicy" i zaśpiewała znany standard Jimmy'ego McHugha i Dorothy Fields. - Z ulicy, przejdźmy w aleję - dodała chwilę później intonując „Lonely Avenue" Raya Charlesa. Tu znowu oddała pole gitarzyście, który nadał standardowi nowy, rock and rollowy wymiar.
- Z alei już blisko na bulwar - rzuciła, a kiedy ktoś z publiczności dodał „Broken Dreams" - ripostowała: - A jest jakiś inny? Jej interpretacja ballady Nat King Cole'a „Boulevard of Broken Dreams", którą tak naprawdę napisał Al Dubin w 1933 r.
*****
Photos:
Diana Krall wystąpiła w Warszawie [ZDJĘCIA]